Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

x

12-19/10/2013

Galeria
  • Dino Saluzzi - bandoneon
    Anja Lechner - wiolonczela
    Felix „Cuchara” Saluzzi - saksofon tenorowy i klarnet

    Podczas koncertu wykonane zostaną utwory z albumu La Navidad de los Andes.

    Spotkanie między kulturami: argentyński bandoneonista i europejska wiolonczelistka. Tak jak u Tarkowskiego w Ofiarowaniu: skandynawska wokalistyka i włoskie malarstwo. Dino Saluzzi i Anja Lechner znają się od ponad dekady, od czasów, gdy pracowali nad płytą Kultrum (1998). Potem był m.in. gorąco przyjęty i wielokrotnie nagradzany album Ojos Negros (2007) oraz wspaniały dokumentalny film El Encuentro (reż. Enrique Ros i Norbert Wiedmer, 2012) o ich współpracy i międzykontynentalnych podróżach. Muzycy łączą to, co najcenniejsze w tradycjach, z których się wywodzą: swobodę gry i tanga z rygorem kompozycji i kameralistyki. Blisko osiemdziesięcioletni dziś Saluzzi pochodzi z Salty i od zawsze grał melodie przekazywane ustnie, wprawiając się w kolejnych orkiestrach. Ponad dwa razy odeń młodsza Lechner, absolwentka konserwatorium w Wiedniu i założycielka kwartetu smyczkowego Rosamunde, przyzwyczajona jest do pracy z pismem nutowym i zamkniętymi kompozycjami.

    Gdy do tego nieco wybuchowego duetu dołączył Felix, brat Dina, wszystko nabrało wręcz klasycznych, harmonijnych proporcji. Z jednej strony jazzowy saksofon lub klarnet, z drugiej – argentyński bandoneon, z trzeciej – elegancka wiolonczela. Każdy instrument ma tu swoją rolę do odegrania, a zarazem muzycy robią wszystko, by te role przekroczyć lub podważyć. Melodie tanga przechodzą tu więc co rusz w gryzące dysonanse, a vibrato smyczka w zadziorne pizzicato; najbardziej elastyczny okazuje się saksofon, dziecko pogranicza światów: ulicy i sal filharmonii, sztuki niskiej i wysokiej. Wszystko składa się na zrównoważone trio, w którym wspomniane style i tradycje zgodnie koegzystują, niczym we wzorcowej muzyce ery globalizacji.

    Krytycy pisali o La Navidad de los Andes (Andyjskie korzenie), że „choć te impresjonistyczne utwory są zanurzone w kulturze Dina, ewokują to, co uniwersalne: nostalgię, rozegranie, samotność i świętowanie, uczucie i sentymentalizm. (…) Często trudno oddzielić to, co improwizowane, od tego, co skomponowane, bo wszystko opiera się na najprostszych melodiach i najsubtelniejszej dynamice” (Ray Comiskey, „Irish Times”). Wedle słów innego komentatora „zdolność albumu do ewokowania obrazów – od mrocznych pejzaży górskich po ludowe tańce – jest nieodparta, a kolejne wariacje oscylują między żałobnie opadającymi akordami bandoneonu i kruchymi, wysokimi dźwiękami wiolonczeli, które dramatycznie nurkują w niskich pogłosach” (John Forham, „The Guardian”).

    Szczególnie uderza wspaniałe porozumienie między muzykami. To w sumie oczywiste w przypadku braci Saluzzich, grających razem od ponad pół wieku (czego przykładem są choćby ostatnie ECM-owskie albumy Mojotoro z 1992 roku i Juan Condori z 2005 roku). Ale co innego w przypadku współpracy z Lechner, artystką przywykłą do innego modelu pracy z partyturą. Tym bardziej ujmują momenty idealnego zgrania, w czym pomagają z pewnością uzupełniające się barwowe właściwości instrumentów. Oddech bandoneonu przechodzi w zadęcie na saksofonie, by zostać otulonym pociągnięciem smyczka. To muzyka organiczna, rosnąca i umierająca zgodnie z prawami natury. Nawet jeśli Tarkowski nie lubił tanga, to Saluzzich i Lechner posłuchałby z zapartym tchem.

    Jan Topolski

  • W niniejszej pięknej kompozycji dźwięk rodzi się z intensywnością wiatru i potężną siłą piasku konserwującego wspomnienia. A pomiędzy tymi dwiema siłami melodia tworzy przestrzenie rosnące i powoli opadające jak kaskady, jak puste niebo. (...) Nagle - tango, outsider w kapeluszu i z czarnym księżycem, wkracza na scenę. To jak długi cień wabiony przez rzekę muzyki.

    Leopold Castill